Strona Internetowa Dziubka Boryckiego

Zobacz

  1. Podróże
  2. Poezja
  3. Artykuły
  4. Kontakt

Copyright © 2001-2025
Dziubek Borycki

statystyka statystyka

Lot w słońce

Pdf PDF

Lato roku dwa tysiące było wyśmienite.
Spędziliśmy je w gorącej, wyspiarskiej krainie.
Wspomnienia mamy jak w kamieniu, w głowie wyryte.
Wrażenie szczęścia i radości długo nie minie.

Zwiedzanie i podróże, i kąpiele słoneczne,
Statkiem pływanie, narty, rowery wodne, lotnia -
Letnie, urocze wakacje trwały prawie wiecznie,
Aż przyszedł koniec pobytu i podróż markotna.

Powrót dużym samolotem miał być łatwy, krótki.
Czekały na załadunek, walizy i torby,
Przygotowane i zamknięte szczelnie na kłódki.
Tłum wielki, że żaden samolot nie pomieściłby.

Już za chwilę wyczekana godzina odlotu.
Samolot właśnie kołuje, rękaw się przysysa,
Dowiadujemy się - nie nasz. Leci do Bangkoku.
Moglibyśmy tam lecieć, gdyby nie pusta kiesa.

Wszyscy inni pasażerowie już odlecieli.
Granatowe niebo pokrywało się gwiazdami.
Witryny, sklepy zamykają się po kolei.
Szumu samolotów już nie słyszymy nad nami.

Mówią nam przez głośnik, że w Warszawie wielka burza,
Samolot w Polsce czeka na koniec zawieruchy.
Dzwonimy do dziadków, tam nie ma burzy, lecz głusza.
Chcemy wyjaśnić, kierownik lotniska jak głuchy,

Nie odpowiada na żadne zadane pytania.
Zdenerwowanie rośnie, pojawia się niepokój,
Wtedy wiadomość, że będzie. Radość nas ogarnia,
Szykujemy bagaże i gwar powstaje wokół.

Wnet bilety i paszporty każdy w ręku trzyma.
Wchodzimy do naszego samolotu rękawem.
Z potężnym warkotem w niebo wznosi się maszyna.
Rozdają nam zimne napoje, herbatę, kawę.

Nad nami czarne niebo, pod nami czarne morze.
Nagle, jak piorun burzowy, rozbłyska horyzont.
Nie ma świtu, słońce w żółtym i złotym kolorze
Uderza mocno w oczy jak promienny, ostry kąt.

Jasne słońce, jak nigdy dotąd, świeci na dole,
Hipnotyzuje nasz wzrok, myśleć nam nie pozwala.
Blask, ostre światło. Jesteśmy jak w ognistym kole
I gorąc wnika przez szyby jak świetlista fala.

Nie wiemy, nie pojmujemy co się z nami dzieje,
Znikamy głęboko w świetlistych obłokach czasu.
Ktoś chciał nam straszliwie pomieszać losu koleje!
Wnet budzi nas szmer rozmów, czy innego hałasu.

Samolot łagodnie podchodzi do lądowania,
Przed nami warszawski, codzienny, letni poranek.
Trudno nam zrozumieć te podniebne wydarzenia.
To strach, zmęczenie? Czy Czym Innym myśli zachwiane...

Nawi Poezja

Nawi Strona główna